Justyna

Oj! „Diabła warta”- jest moja Justyna,
Czepia się (ciągle), wciąż kłótnie wszczyna.
Ciągle się dąsa, wścieka lub sroży,
Często ochotę mam  Jej – „przyłożyć”
Dosadnie zakląć, butem w Nią  rzucić!
Lub ruszyć -„w Polskę” i nigdy nie wrócić.
Lecz żyję z Justyną pomimo jej wad,
Bo bez Niej – „diabła wart” byłby mój Świat.

(-)Publiciush.2007r.

Czy Pani Marta jest..

Czy Pani Marta jest grzechu warta?
Kto pytanie te zadał był głupcem (niestety),
Kto pyta CO warta – „Esencja Kobiety”?
Wraz z karę za grzechy Marta warta jest.
A warta wszystkiego, od śmiechu do łez.
Gdyż w Martach ukryta  finezja Mozarta,
Żywioł Chopina,  ballady Joan Baez,
Kto grzeszył z Martą, Wie że żyć warto.
A jeśli przesadzam to bodaj bym sczezł!.
Ze wszystkich spotkań z Martami wynika:
Pytanie -CZY WARTA?- To czcza retoryka.
Ja pytań nie stawiam. Ja patrzę IM w oczy,
Z nich czytam że warte Każdej chwili Nocy.
I każdy kto Marty chciałby mierzyć „Grzechem”
Ten wart jest kpiny, i zbycia go śmiechem!

P.S.
Ja, pytanie „czy warta”, krępuję kagańcem
I stawiam ważniejsze:

-Jak być  Jej  „wybrańcem”.
(-)Publiciush.2007r.

Czy..

Czy ‚Moją Panią’ chwalą, czy ganią?,

Nie wiem czy tkwić w domysłach.

Czy gdy się zjawia to: -huzia na Nią?

Czy cieszą się, że przyszła?

Czy ma majątek w srebrze i złocie,

Czy może,  zaledwie „w miedzi”?

Czy na Jej widok „kwitną” sąsiadki,

Czy tylko „dziarscy” sąsiedzi?

Czy gdy jest w biedzie, to innych TO smuci,

Czy sprawia TYM innym frajdę,

Czy na pytania warto czas tracić?

I co gdy odpowiedź znajdę?

Pytań jest wiele.Wszelakiej maści.

(Wyliczyć nie jestem w stanie).

Za to jest jedno. Jedno istotne!

Kim-że to, będę Ja dla Niej?

PIWO,PIWKO*

Browar, Piwko

A bez piwa, sytuacja rozpaczliwa!
Żyć nie można, żyć się nie chce,
Gdy człek zwykłą wodę chłepce,
(Jak te ryby albo żaby)
Więc człek smutny jest, i słaby,
Smakę” ma, popada w drżączkę,
Chodzi, jakby miał gorączkę.
Reaguje niczym słup.
Krótko mówiąc: „żywy trup„.
Studiuję PIWO przez całe lata,
PIWO to dla mnie PIERWSZY CUD świata.
Na drugim miejscu, może być- wóda,
Ludzie uwierzcie! Ja, wierzę w cuda!

Maleńki Łyczek już cuda sprawia,
Żyć,  z n o w u  (!) c h c e  s i ę. 
(Zwłaszcza rozmawiać)!

Zaczynam mówić barwnie, z polotem,
Przeplatam myśli  -„srebrem” i „złotem”
W żyłach krew tętnić poczyna żywo.
Tylko dlatego że,  sączę PIWO.

Odkryłem prawdę wartą odkrycia:
Piwo jest ŹRÓDŁEM i SENSEM życia!

By PIWO uczcić, wszczynam wnet akcję,
Chcę, żeby w Biblii, dać adnotację:
-Bóg dnia siódmego uwarzył PIWA,
Bo jakże BEZ piwa  M Ó G Ł  odpoczywać?|

Chwile bez PIWA są strasznie trudne.
Lecz gdy mam PIWO, życie  JEST  cudne!
23.10.2008r.

Byczenie

Chciałbym się „pobyczyć”
Bo w końcu, jestem byk.
Lecz muszę (bezwzględnie),
Jałówki – bzyku-bzyk.
Uwierzcie!: -życie byka,
(Naprawdę!):- jest „kieratem”,
Wciąż muszę kryć jałówki.
Tak zimą jak i latem,
Od lat marzę o wyjątku
Od tego schematu,
Chciałbym chociaż tydzień
Lub dwa celibatu.
Albo spełnienia marzeń,
(Skąd ten ton goryczy?),
Ja także mam marzenia!
-Ja marzę o żubrzycy,
Gdy każda z oblubienic,
Spojrzenie ma „cielęce”
To chciałbym jakiejś odmiany,
To przez to tak się „męczę”.

Gdyby na tej fermie zarządzono ferie,
To kupił bym bilet i ruszył na prerię.
Nęcą mnie „dzikie” a do tego krępe,
Ale bez namysłu odrzucił bym klępę.

Czy marzysz o „byczeniu”?
To miej świadomość zatem,
Że byk mogący „się byczyć”,
Musi być kastratem,

(-) Ob.Leśnik.2007r.

Drzewostan

Cerę jak brzoskwinia ma moja sąsiadka,
Smukła jest jak brzoza, jak oliwka gładka,
Sieje zapach cedru, miękka jest jak mech,
Usta  jak dwie wiśnie, nie skosztować ich- grzech,

Loki w barwie orzechu oplatają jej głowę,
Oczy to dwa kasztany, rzęsy- hebanowe,
Gnie się jak wiklina, gdy stąpa na palcach,
Wydaje się taka lekka, jakby była z balsa.

Wstążką (odcień kakao) wiąże swoje włosy,
A piersi eksponuje.Krągłe jak kokosy.
Kieckami barwy śliwki ciało swe „opina”
I nosi dwa imiona: Róża i Kalina.

Ja jestem młodym drwalem, (z posturą niczym dąb),
Uznałem: ” Róża warta topora, więc idź i Różę zrąb!”
I właśnie TAK uczyniłem! Kupiłem słodycze i kwiatki,
I przy pierwszej okazji stanąłem u drzwi sąsiadki.

Wyszła. Zrobiła wdzięcznie Dyg.
Ja wręczyłem Jej bukiet… I paczkę suszonych fig.
Zarazem zapytałem (patrząc na jej podrygi),
Najmilsza z moich sąsiadek: Czy Pani lubi figi?

Pytaniem tym rozbawiłem sąsiadkę niemal „do łez”,
Odparła: Pan pyta o figi? Kiedy ja jestem –bez?.
I biust ku mnie wypięła,( bluzką w banany okrytym(?)),
Więc zaraz zacząłem sprawdzać czy nie „sprzedaje mi lipy”.

Poczęła drżeć jak osika, i w tym-że widzę przyczynę,
Że szybko pozbyła się kiecki-( jak modrzew igieł na zimę)
Co było potem? Nie powiem. A byłem u Niej do rana,
Wiem że jest słodka  jak daktyl i giętka tak jak liana.

I czegoś się nauczyłem! Bo chociaż z topora słynę,
To topór stępiał doszczętnie! Wyżęła mnie ” jak cytrynę
Już nosa nie zadzieram. Nie jestem już chojrakiem,
Ona miała być „drzewem„, a była raczej…”tartakiem

Teraz idę się wyspać. A potem, gdy już wstanę,
To pójdę do Teatru. TAM role są:- rozpisane!
(-)Publiciush.2008r.
****
Pod blokiem dwie panie w moherach,
Ta pierwsza coś drugiej wyłuszcza.
Słyszę urwane słowa jak:
…ta róża….rżnie się …..się puszcza…
…przerywać.. na Boga nie wolno…..
….zmienia……..jak….rękawiczki…..
Przypuszczam: iż rozmawiają:
Zawzięte dwie… ogrodniczki!
(-) Publiciush 2008r..

Powrót do domu

Minę miał raczej nietęgą,
I bardzo niepewnie kroczył,
Wracał do domu (z zakładu),
A było już po północy!
Obrazek dość pospolity,
I wszystkim zapewne znany,
Tylko że chłop ten wracał,
Z tak zwanej pierwszej zmiany.

Otworzył sobie zamek,
(Oj było z tym sporo kłopotu),
Bo bardzo, bardzo, uważał,
By nie narobić łoskotu.
Zdjął buty tak jak należy,
I „prosto”(?).. do swego łóżka.
(Przemieszczał się „na bosaka”,
W dodatku na paluszkach).
Przechodził już koło kuchni,
I chociaż było dość ciemno,
Dostrzegł żonę z wałkiem,
I miną tak zwaną: „kamienną”.

Pytanie rzuciła spokojnie,
Ostatnie (spokojne)- być może,
-„Czy zdajesz sobie sprawę(?)
O jakiej wróciłeś porze”?

-Odparł dość niewyraźnie,
A jednak wykazał swadę(!),
-„Widzę że robisz makaron,
Więc, krótko przed obiadem”!

20.10.2008r.(-)Publiciush.

Alutka*

*Dedykuję wnukom*

Moja wnuczka- to ‚Alutka’.
Ala chociaż jest, – milutka,
Już się dąsa , już się sroży,
Chce by Jej buciki włożyć.
Chce wyruszyć na spacerek.
Płaszczyk? Zbędne ceregiele,
Ma być zaaaraaz, Ma być – JUŻ,
-„dziadkuuu, Ty się z miejsca RUSZ,
Zwlekać, dziadek „nie ma prawa”,
JA chcę- TERAZ , na plac zabaw!!
-nie zapomnij też zabawek,
no i …nie guzdrz się tak dziadek!
-Dziadku,- ty się lepiej skup,
Bo jak nie….

tu buźka w ciup.
i… loczkami mi potrząsa.
A ja co?,

– Przygryzam wąsa,
(by nie buchnąć gromkim śmiechem),
i.. zabieram tę pociechę,
(z bratem Julkiem), na plac zabaw.
Oni w pląsach, – Ja, –„w obawach”
(z lekkim przerażeniem zgoła),
-czy ich upilnować zdołam?
To są dzieci pełne werwy,
(Stąd obawy, i stąd nerwy),
To niemal-że : „dwa żywioły”
Biegnąąą, -aż furkoczą poły,
Okrążając wszystkie drzewa,
Julek z prawej, Ala z „lewa”
Cieszą szkrabów te przeszkody,
Skaczą i pędząąą…. z wiatrem w zawody,
Mogą tak ganiać od świtu, do zmroku,
To jak JA, mogę dotrzymać im kroku?

Chcąc nie chcąc, biegnę,-za Alą i Julkiem,
I wkońcu..do celu docieramy…w czwórkę!

Tu, przy placyku,(nareszcie!)-postoję! !
– Zaraz…
Dotarła Nas  czwórka?
Przecież biegło nas -TROJE !

– Och!~ przy tych wnukach,
To zwykłe zjawisko,
-Gdyż JA ,

dobiegam, (jak zwykle)

z… ZA-DY-SZ-KĄ.
I  teraz  z NIĄ stoję!
(Zwykle pod kasztanem)
Przy ulicy: -„DOROŻKI

– tej: „ZACZAROWANEJ”!

Chociaż postacie  tych wersów pomarły,
Nie ma też ILDEFONSA i  „Srebrnej” Natalii,
I sporo rymów -uleciało z głowy,
-Gdy natężę zmysły,
– „usłyszę”- podkowy, turkot kół dorożki, i strzelanie bicza.
Gdyż ducha Konstantego ma w sobie TA ulica,
Zadumana i nocą, i gdy słońce świeci,
Czarująca tak samo jak Dzieci moich dzieci.!
*
Za godzinę znów ” wyczyn”,(wracanie do domu).
Lecz ja moich wnucząt nie oddam(!). Nikomu!
Jest cena za ich szczęście?.. Wystarczy tylko słowo…
Uwielbiam te dwa szkraby!  Poręczę To głową.
Maj.2008r. (-)Publiciush.