Obniżka

Dziadek lat osiemdziesiąt,
Przebył był długą drogę,
By spotkać się z uznanym (już)
S e k s u o l o g i e m.

Dziadek:-
Przywiodły mnie do Pana,
Uznane referencje,
Gdyż Pan najskuteczniej,
O b  n  i   ż  a  …potencję !

Lekarz:
-Cudu mam dokonać ?
Pomyśl-że człowieku !
Pan,  oraz potencja ?
Panie, w Pana wieku ?
Już babcią zapewne,
Pańska własna córka,
Potencję, Pan mieć możesz,

Jedynie w …szarych komórkach.

Dziadek-
-I właśnie O TO chodzi !
Niech pan do czynu rusza,
I „ruk cuk” mi  O B N I Ż Y,
Z głowy …do podbrzusza.
2005r.

Alutka*

*Dedykuję wnukom*

Moja wnuczka- to ‚Alutka’.
Ala chociaż jest, – milutka,
Już się dąsa , już się sroży,
Chce by Jej buciki włożyć.
Chce wyruszyć na spacerek.
Płaszczyk? Zbędne ceregiele,
Ma być zaaaraaz, Ma być – JUŻ,
-„dziadkuuu, Ty się z miejsca RUSZ,
Zwlekać, dziadek „nie ma prawa”,
JA chcę- TERAZ , na plac zabaw!!
-nie zapomnij też zabawek,
no i …nie guzdrz się tak dziadek!
-Dziadku,- ty się lepiej skup,
Bo jak nie….

tu buźka w ciup.
i… loczkami mi potrząsa.
A ja co?,

– Przygryzam wąsa,
(by nie buchnąć gromkim śmiechem),
i.. zabieram tę pociechę,
(z bratem Julkiem), na plac zabaw.
Oni w pląsach, – Ja, –„w obawach”
(z lekkim przerażeniem zgoła),
-czy ich upilnować zdołam?
To są dzieci pełne werwy,
(Stąd obawy, i stąd nerwy),
To niemal-że : „dwa żywioły”
Biegnąąą, -aż furkoczą poły,
Okrążając wszystkie drzewa,
Julek z prawej, Ala z „lewa”
Cieszą szkrabów te przeszkody,
Skaczą i pędząąą…. z wiatrem w zawody,
Mogą tak ganiać od świtu, do zmroku,
To jak JA, mogę dotrzymać im kroku?

Chcąc nie chcąc, biegnę,-za Alą i Julkiem,
I wkońcu..do celu docieramy…w czwórkę!

Tu, przy placyku,(nareszcie!)-postoję! !
– Zaraz…
Dotarła Nas  czwórka?
Przecież biegło nas -TROJE !

– Och!~ przy tych wnukach,
To zwykłe zjawisko,
-Gdyż JA ,

dobiegam, (jak zwykle)

z… ZA-DY-SZ-KĄ.
I  teraz  z NIĄ stoję!
(Zwykle pod kasztanem)
Przy ulicy: -„DOROŻKI

– tej: „ZACZAROWANEJ”!

Chociaż postacie  tych wersów pomarły,
Nie ma też ILDEFONSA i  „Srebrnej” Natalii,
I sporo rymów -uleciało z głowy,
-Gdy natężę zmysły,
– „usłyszę”- podkowy, turkot kół dorożki, i strzelanie bicza.
Gdyż ducha Konstantego ma w sobie TA ulica,
Zadumana i nocą, i gdy słońce świeci,
Czarująca tak samo jak Dzieci moich dzieci.!
*
Za godzinę znów ” wyczyn”,(wracanie do domu).
Lecz ja moich wnucząt nie oddam(!). Nikomu!
Jest cena za ich szczęście?.. Wystarczy tylko słowo…
Uwielbiam te dwa szkraby!  Poręczę To głową.
Maj.2008r. (-)Publiciush.

Czas*

Jest czas:– na ryb łowienie,

I czas:- na suszenie sieci,

Jest czas: -na zadumę,

Czas:- na płodzenie dzieci,

Jest czas: -gdy dźwięczy oręż,

Czas gdy -brzęczy kiesa,

I czas:– by do najmilszych,

Napisać SMS-a.

Jest czas, kiedy tęsknota,

Na piersi mi się kładzie.

I wówczas piszę wiersze,

Choć myśli mam w nieładzie.

Więc rzucam te wiersze w ogień,

Ślubując uroczyście,

Że zamiast SMS-a,

Pojawię się osobiście.

Uściskam dzieci, wnuczęta,

I przywitawszy „chatkę”,

Nastąpi czas:- gdy odczuję,

Przywilejbycia dziadkiem.

(-) Publiciush. 2007r.